MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pruski Ikar latał na byle czym. Ustanowił rekord na szybowcu, który zbudował z kijów od mioteł. Pasja przyniosła mu niemijającą sławę

Anna Szade
Anna Szade
Ferdynand Schulz przy zbudowanym specjalnie dla niego szybowcu „Westpreussen”. Zdjęcie było prezentowane w Malborku w 2021 r. na wystawie pochodzącej z Państwowego Muzeum Prus Wschodnich w Lüneburgu.
Ferdynand Schulz przy zbudowanym specjalnie dla niego szybowcu „Westpreussen”. Zdjęcie było prezentowane w Malborku w 2021 r. na wystawie pochodzącej z Państwowego Muzeum Prus Wschodnich w Lüneburgu. Radosław Konczyński
Jedni nazywali Ferdinanda Schulza „Ikarem z Prus”, inni „wujkiem Ferdynandem”. Potrafił nie tylko konstruować szybowce, ale też latać na nich niczym wolny ptak i bez lęku ustanawiać kolejne rekordy. Pewnie byłby gwiazdą internetu, a jego zdjęcie z trzema chłopcami stałoby się viralem. Zresztą sławę szybownika sprytnie wykorzystywał burmistrz międzywojennego Malborka, w którym w tym czasie lądowała Lufthansa.

Bożyszcze kobiet z trojaczkami

Miał twarz muśniętą słońcem i wiatrem, a powagi dodawały mu zmarszczki w kącikach oczu. Pewnie musiał je mrużyć podczas wielogodzinnych lotów, dlatego się ich „dorobił”. Ferdinand Schulz nie był rodowitym malborczykiem, urodził się w Piszewie, niedużej miejscowości pod Reszlem. Co więcej, mieszkał w Malborku zaledwie dwa lata, od 1927 do 1929 r. Gdy przyjechał, miał zaledwie 35 lat.

Już wtedy nie był anonimową postacią. Piękny, młody i utytułowany szybownik był bożyszczem kobiet.

Pewnie dziś powiedzielibyśmy, że Schulz był starym kawalerem, ale miał duże wzięcie u kobiet, które go uwielbiały, pisały do niego listy. Ale jego wielką miłością było szybownictwo i motocykle – opowiada Tomasz Agejczyk, dyrektor Muzeum Miasta Malborka, który od lat zbiera informacje o niezwykłej postaci.

Schulz bardzo potrzebował czasu dla swojej pasji, uznał, że nie ma w jego życiu miejsca na rodzinę. Pewnie teraz doradcy podpowiedzieliby mu „wrzucenie” paru wymownych zdjęć na Instagram czy Facebook, dzięki którym to zainteresowanie by osłabło. By uwolnić się od wielbicielek, wykorzystał mały fortel. Wykonana w Cranz (obecnie Zielenogradsk) fotografia przedstawia pilota z trzema identycznie wyglądającymi małymi chłopcami. To właśnie to zdjęcie, wykonane na prośbę szybownika, często podpisywano: "Schulz ze swoimi dziećmi". Dzięki temu zabiegowi raz na zawsze ukrócił amory pań.

Chwyt marketingowy „na Schulza”

Ale uwielbiały go nie tylko egzaltowane niemieckie Fräulein. Niemal na rękach nosiły go władze Malborka, wówczas Marienburga. Trafił tu w czasie, gdy miasto przeżywało boom gospodarczy za sprawą burmistrza Bernharda Pawelcika. Piastował on swój urząd od 1919 do 1933 r. Uznaje się, że w tym czasie stworzył podstawy nowej gospodarki miejskiej.
Pawelcik był zakochany w lotnictwie. Zresztą trudno się dziwić, w latach 20. ubiegłego wieku był to symbol nowoczesnego transportu.

Władze miasta pretendowały, co wynika za analizy dokumentów, do tego, by być jednym z najważniejszych ośrodków w regionie. Aspiracje władz były spore, prawdopodobne chciały utworzyć własną prowincję ze stolicą w Malborku, więc potrzebowały lotniska. Ale miasto było zbyt biedne, by taki obiekt utworzyć, potrzebne były potężne środki na wybudowanie hangarów i portu lotniczego – mówił podczas niedawnego wykładu w Muzeum Miasta Malborka dr Maciej Bakun, który prowadzi badania m.in. nad lotnictwem w Królewcu i byłej prowincji Prusy Wschodnie.

Malborkowi potrzebny był skuteczny chwyt marketingowy. Być może dlatego ściągnięto tu Schulza, oferując mu pracę i mieszkanie.
- Władze zaczęły pisać o fundusze do Berlina na lotnisko, na stowarzyszenie lotnicze, podpierając się zaangażowaniem Ferdinanda Schulza, który w tym czasie pracował w dwóch katolickich szkołach, szkolił młodzież, praktyki odbywali u niego studenci. Można powiedzieć, że dzięki temu pieniądze rzeczywiście zaczęły płynąć szerokim strumieniem – uważa Maciej Bakun.

Już myślę, kogo tu ściągnąć, by był taki strumień środków z Warszawy – żartował burmistrz Marek Charzewski, który przysłuchiwał się wykładowi.

Schulz, na co dzień otoczony wianuszkiem uczniów zwyczajny nauczyciel, po trzydziestce był wielokrotnie utytułowanym mistrzem szybownictwa. Znalazł tu nie tylko zatrudnienie, dzięki któremu mógł rozwijać swoje zainteresowania, ale też idealne lotnisko szybowcowe. Miał do tego nosa.

- Schulz gdzie był, tam szukał miejsca na swoje loty. Jak pojechał do Łeby, gdzie znajduje się znany zameczek nad brzegiem morza, wypatrzył kolejne tereny do latania, choć nocował tam tylko dwa dni – opowiada Tomasz Agejczyk, oprowadzając po wystawie "Ferdinand Schulz Pruski Ikar" w Muzeum Miasta.

W okresie międzywojennym malborskie władze sprzyjały pasji lotnika.

Burmistrz Pawelcik był zachwycony szybownictwem, zresztą jego syn Hans był uczniem Schulza i też latał – mówi Tomasz Agejczyk.

Poleciał po rekord na kijach od mioteł

W tamtym czasie nie było to szczególnie drogie hobby. Schulz tworzył swoje wymarzone skrzydła dosłownie z tego, co miał w domu. W latach 20. ubiegłego wieku to nie była masowa produkcja. Jak przypomniał dr Bakun, Niemcy po pierwszej wojnie światowej nie mogli nie tylko posiadać samolotów wojskowych, ale też żadnych innych napędzanych silnikiem. Stąd ten pęd do szybownictwa i lotów tzw. żaglowych.

Szybowce powstawały ze wszystkiego. W tamtym czasie był to zlepek tego, co każdy pasjonat miał w domu – przyznaje Tomasz Agejczyk.

Schulz zaczynał jeszcze jako młody chłopak, bo zbudował wiatrak dla mamy. Później przyszedł czas na bardziej skomplikowane konstrukcje, sygnowane od nazwiska FS. Z dokumentów wynika, że powstawały z cienkich świerkowych listewek, pergaminu, blachy z puszek po konserwach i lekkiego drutu.

Jak przypominają w internetowym wpisie autorzy „Encyklopedii Warmii i Mazur”, od 10 do 25 października 1921 r. miał uczestniczyć jako nowicjusz w II Zawodach w Röhn. Jego maszyna nie została dopuszczona do zawodów, ale Schulz wykonał poza zawodami osiem lotów ze zbocza w Pelz. W jednym z nich pokonał 365 metrową trasę w 46 sekund. Za śmiały lot przyznano mu wówczas nagrodę pocieszenia w wysokości 1000 marek.

Są filmy z tamtej rywalizacji w Röhn. Na czym oni nie startowali! To, co zachowało się na zdjęciach, które prezentujemy choćby na wystawie, to są prawdziwe szybowce. W Röhn były to prawdziwe zawody „na byle czym”. Tak to wówczas wyglądało, że były jakieś żaby, psy, wszystko co latało, było szybowcem – relacjonuje Tomasz Agejczyk.

W kolejnej konstrukcji Ferdinand Schulz papier zastąpił tkaniną. FS 3, który powstał m.in. z kijów od mioteł, impregnowanego muślinu, sznurka i strun z fortepianu. Wydał na niego 100 ówczesnych marek. 11 maja 1924 r. w Rossitten na takiej konstrukcji ustanowił rekord świata w locie długodystansowym trwającym 8 godz. i 42 min. Sprawił, że Schulz z dnia na dzień stał się sławny. W Muzeum Miasta Malborka można oglądać o połowę mniejszy model. Nie ma osoby, która nie zastanawiałaby się, jak pilot mógł wytrzymać tyle godzin na twardym drewnianym zydelku. Ręce miał zajęte sterami, zresztą we wcześniejszych egzemplarzach nie było nawet kanciastego drewnianego siedziska.

- Chłop leciał tyle godzin bez jedzenia, picia i możliwości załatwienia innych potrzeb – Maciej Bakun zwracał uwagę słuchaczy na trudne warunki dla szybownika w chałupniczym FS 3.

Gdy bił jeden z rekordów długości lotu, powstał nawet satyryczny plakat. Schulz siedzi w szybowcu, a św. Piotr wygląda zza chmur i mówi: „Trochę już za długo lecisz” – śmieje się Tomasz Agejczyk.

Żarty żartami, ale potrzebna więc była wielka odwaga, by na takiej konstrukcji oderwać się od ziemi.
- Schulz latał bez kasku i bez spadochronu. Naprawdę bardzo ufał swoim umiejętnościom – podkreśla Tomasz Agejczyk.

Dzisiaj okrzyknięty zostałby pewnie mianem wielkiego niepoprawnego ryzykanta.

W czasie I wojny światowej był pilotem wojskowym. Kilka razy „oberwał”, a w jednym z lotów kula przebiła samolot i zatrzymała się w silniku. Nosił tę kulę do końca życia jako amulet. Wiele razy pokonywał los, który był mu pewnie zapisany gdzieś w niebie, ponieważ i po tamtej wojnie kilkanaście razy rozbijał w Malborku szybowce i gdańskie samoloty – wspomina Agejczyk.

Ikar nad Malborkiem

Słynny oryginał szybowca nie przetrwał, model znajduje się w niemieckich muzeach. Nie było wówczas masowej produkcji ani wzoru, którym konstruktor mógł się posłużyć. Wtedy kierował się metodą prób i błędów. Dopiero 1926 r. Zachodniopruski Związek Lotniczy zbudował specjalnie dla Schulza szybowiec „Westpreussen”.

Gdy w 1927 r. otwierano lotnisko szybowcowe na skarpie nad Nogatem na Wielbarku, Schulz przeleciał na wysokości ponad 650 metrów nad Malborkiem. Ależ to była atrakcja! Mieszkańcy mogli wysoko nad głowami zobaczyć pruskiego Ikara.
- Wówczas był to pierwszy taki lot nad miastem w Europie, wykorzystujący termikę miejską. To był ewenement na skalę europejską – podkreśla dr Bakun.

Schulz spędził wtedy na malborskim niebie 4 godz. i 1 min.

Konstruktorów w tamtym czasie było bardzo dużo. Ale tylko Schulz postawił sobie za cel, że będzie ustanawiał nowe rekordy. Jeden z jego wyczynów ktoś pobił dopiero w 1937 r. - podkreśla Tomasz Agejczyk.

„Wujek Ferdynand”, jak o nim mawiano, lubił czuć wiatr we włosach. Był też pasjonatem motocykli. Mieszkańcy widzieli go nie tylko w locie nad miastem, ale i na trasie między skromnym jednoosobowym służbowym mieszkaniem na dzisiejszym pl. Słowiańskim a szkołą na Wielbarku. Ściganie miał we krwi, dlatego brał udział w zawodach motocyklowych.

Przysłużył się lotnictwu w mieście

Władze miasta, gdyby mogły, przychyliłyby mu nieba. Tym bardziej, że Berlin, proszony o wsparcie, finansował prorozwojowe inwestycje, bo chyba działała magia mistrzowskiego Schulza. Były pieniądze na komunikację lotniczą, uruchomiono pierwsze loty z lotniska, które powstało w miejscu dzisiejszego parku miejskiego. W 1925 r. Malbork liczył zaledwie 21 tys. mieszkańców, co oznaczało raczej słabe zapotrzebowanie na transport lotniczy. Jedynym magnesem przyciągającym turystów był zamek.

Linie lotnicze były dotowane, bo w ogóle nie były opłacalne. Rentowne były tylko połączenia Berlin-Gdańsk-Królewiec i Gdańsk-Warszawa. Natomiast regionalne nie były opłacalne, ale by zachować prestiż centralnego miasta przyszłej prowincji Prus Zachodnich taka komunikacja była do 1930 r. utrzymywana – przyznaje Maciej Bakun.

Ale w tym czasie to m.in. dzięki linii lotniczej Lufthansa można było w ciągu 30 minut dostać się do Gdańska. Loty odbywały się dwa razy dziennie: start z Malborka miał miejsce o godzinie 7.30 a w Gdańsku był już o godz. 8. Powrót z Gdańska o godzinie 19, a w Malborku samolot był o 19.30. Cena biletu wynosiła 20 marek. Dostosowano nawet komunikację miejską do rozkładu lotów. Zresztą dojście do centrum miasta zajmowało zaledwie 10 minut, a do najbliższego hotelu - kolejne 5 minut.

95 lat temu zginął śmiercią pilota

Port lotniczy w dzisiejszym parku funkcjonował do 1930 r. Wówczas uruchomiono nowy obiekt w Królewie. Dziś to lotnisko wojskowe. Schulz tego nie dożył. 16 czerwca 1929 r. wystartował samolotem z Bruno Kaiserem na pokładzie. Zostali poproszeni, aby zrzucili wieniec w czasie odsłonięcia pomnika poległych żołnierzy w Sztumie. Jednak maszyna spadła na sztumski rynek, a obaj piloci zginęli na miejscu.

- Zginął z kolegą śmiercią pilota. Przyczyny oficjalnie nie były podane – mówi Maciej Bakun.

Ich ciała przetransportowano do Malborka, gdzie wystawiono trumny w hali sportowej. Kaisera pochowano na cmentarzu Jerozolimskim wśród żołnierzy z czasów I wojny światowej, zaś samego Schulza z honorami na cmentarzu w Lidzbarku Warmińskim.
- Szybowiec Schulza był wówczas wystawiony przy trumnie, ale nie wiadomo, co się z nim później stało – mówi Tomasz Agejczyk.

Obecnie szybownictwo w Malborku jest praktycznie niemożliwe z uwagi na bliskość natowskiego lotniska. Została historia. A jest co wspominać.
- Do dzisiaj stoi warsztat z lat 30. ubiegłego wieku. W tamtym czasie wymyślono, że w każdym mieście będą działać towarzystwa szybowcowe. Wówczas powstał budynek, który stoi do dzisiaj. Mieściły się tam warsztaty, w których reperowane były szybowce. Teraz to siedziba Powiatowego Ogniska Plastycznego – opowiada Tomasz Agejczyk.

Po wojnie też tam była siedziba lotnictwa szybowcowego. Mam takie wzmianki z historii malborskiego harcerstwa. Prócz wodniaków, była drużyna szybowcowa w latach 1945-50 – dodaje dh hm. Jerzy Ruszkowski, który od lat gromadzi dane na temat harcerskich przedsięwzięć.

Sam Schulz w Malborku przez lata był postacią praktycznie nieznaną. Dopiero na początku XXI wieku znów zaczęto wspominać jego nazwisko. W roku szkolnym 2005/2006 uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 3, noszącej w latach 1935–1945 imię Ferdinanda Schulza, realizowali program mający na celu przybliżenie sylwetki Schulza oraz odsłonięcie tablicy na budynku, w którym mieszkał w latach 1927–1929. Uroczyste odsłonięcie nastąpiło 16 czerwca 2006 r., w rocznicę tragicznej śmierci Schulza. Tomasz Agejczyk, obecny dyrektor Muzeum Miasta, był zaangażowany w tamten projekt.

Cieszę się, że Polacy teraz inaczej na to spojrzeli, bo pierwszy pomnik postawili Rosjanie w Rossitten, obecnie w obwodzie królewieckim, gdzie startował i ustanawiał swoje rekordy. Dopiero później był Malbork i Sztum, który odsłonił popiersie szybownika. W planach jest tablica na rodzinnym domu – podkreśla Tomasz Agejczyk.

Przed wojną obelisk znajdował się tuż przy Urzędzie Miasta.
- Ale kolumna była zwalona i po wojnie służyła za krawężnik, a głowa z metalu pewnie została przetopiona. Schulz miał też przed wojną swoją ulicę w Malborku na Piaskach. Jego imię nosiła też obecna ul. Lotnicza w Elblągu – opowiada dyrektor Agejczyk.

Przedwojenni mieszkańcy Malborka wystawili swojemu bohaterowi pomnik za życia. Był to głaz na lotnisku szybowcowym.

Był tam przez wiele lat, przy wyskoku: po jednej stronie pomnik Schulza, po lewej Bruno Kaisera, który dostawiono po jego tragicznej śmierci. Poświęcony mu głaz został zrzucony ze skarpy, a Schulza przewrócono. W latach 80. XX wieku jeszcze leżał, nawet napis był widoczny. Zresztą postument nadal tam jest jest. Natomiast sam kamień znajduje się w malborskiej jednostce wojskowej, został wykorzystany ponownie i dedykowany innym pilotom – mówi Tomasz Agejczyk.

Wystawę "Ferdinand Schulz Pruski Ikar" można oglądać do końca lipca w Muzeum Miasta Malborka przy ul. Kościuszki 54.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzierzgon.naszemiasto.pl Nasze Miasto