"Historie w numerach zapisane"
Do 14 października (w godz. 10:00-12:00 i 16:00-18:00) w Kościółku Polskim w Prabutach można oglądać wystawę z Muzeum Stutthof "Znani - nieznani. Historie w numerach zapisane". Uroczyste otwarcie wystawy odbyło się w czwartek, 5 października.
- W imieniu Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Prabuty-Riesenburg dziękuję za realizację tej wystawy, która będzie przypominała o tym, że świat nie jest tylko piękny i dobry, ale też, że są pokolenia złych i okrutnych ludzi. Dziękuję Muzeum Stutthof za umożliwienie sprowadzenia tej wystawy do Prabut – mówił podczas otwarcia wystawy Włodzimierz Wiśniewski, prezes stowarzyszenia.
O wystawie i Muzeum Stutthof opowiedziała dr Danuta Drywa, kierownik archiwum tej placówki.
- Nasze archiwum jest procentowo największym zachowanym archiwum po obozach koncentracyjnych z tego względu, że te dokumenty zostały w styczniu 1945 roku wywiezione poza obóz i porzucone przez Niemców w okolicy Lęborka, gdzie zostały odnalezione przez polskiego nauczyciela, który te dokumenty przekazał powiatowi. Potem częściowo znalazły się one w Warszawie w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich oraz w Polskim Czerwonym Krzyżu. Dlatego też, kiedy powstało muzeum w 1962 roku, to od lat 70-tych te dokumenty do nas zaczęły spływać. Jest to o tyle ważne, bo z większości miejsc, które potem zajmowała Armia Czerwona takie dokumenty były zabierane i wywożone do związku sowieckiego. A nasze dokumenty ocalały. Na ich podstawie możemy ustalić około 80 procent nazwisk ze 110 tys. więźniów, którzy zostali zewidencjonowani w obozie - mówiła Danuta Drywa.
Impulsem do powstania wystawy były przede wszystkim te materiały, które spływają do muzeum od rodzin więźniów. Jak mówi Danuta Drywa, zawierają one więcej informacji, ale i są to też fotografie.
- Dokumenty, jak to na niektórych planszach wystawy widać, zawierają bardzo suche, zwięzłe informacje. One jedynie pokazują imię i nazwisko więźnia, jego numer, są czasem opisy wyglądu – wszystko to są dane techniczne. W obozie Stutthof nie robiono zdjęć więźniom, tak jak na przykład w Auschwitz, gdzie właśnie zachowały się też fotografie. Jedynie mamy około 20 zdjęć robionych więźniom Stutthofu, ale te zdjęcia były robione już później w 1944 roku na specjalne życzenie gestapo. Jest też ponad 300 zdjęć z różnych więzień policyjnych. Natomiast te zdjęcia użyte w wystawie to są przede wszystkim zdjęcia, które nadsyłają nam rodziny więźniów. To jest o tyle ważne, że dopiero one przybliżają nam tego więźnia - wyjaśniała D. Drywa.
Numer miał odczłowieczać
W obozie nie posługiwano się nazwiskiem i imieniem więźnia, tylko nadawano mu kolejny numer.
- Jak przeanalizujemy te krótkie biogramy okazuje się, że aresztowani to nie byli przypadkowi ludzie. Jeszcze przed wybuchem wojny zapadały decyzje odnośnie losu Polaków, polskiej inteligencji. Były wytyczne odnośnie różnych grup: polskich nauczycieli, działaczy organizacji polonijnych na terenie Gdańska, Pomorza, Wielkopolski. Pod tymi numerami, które nadawano więźniom, a które miały odczłowieczyć te osoby, kryli się ludzie. Pomysł tytułu wystawy "Znani - nieznani. Historie w numerach zapisane" wziął się stąd, żeby pokazać tych ludzi i ich historie - podsumowała D. Drywa.
Przypomnijmy, że Muzeum Stutthof zostało powołane dzięki staraniom byłych więźniów obozu Stutthof, uchwałą Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku w dniu 12 marca 1962 roku. Jest państwową instytucją kultury podległą Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Więcej o Muzeum Stutthof znajdziecie na stronie placówki.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?