Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie o Leszku Michaliku - człowieku szanowanym, który pozostawił po sobie trwały ślad

Piotr Piesik
Piotr Piesik
Rodzinne archiwum Leszka Michalika
Ostatnie dni grudnia przyniosły wielką i niepowetowaną stratę dla sztumskiego i polskiego środowiska kulturalnego – zmarł Leszek Michalik, znany daleko poza Powiślem popularyzator kultury indiańskiej, wybitna osobowość i niezwykle ciekawy człowiek. Nie miałem okazji bliżej poznać Leszka Michalika, czego niezmiernie żałuję. O jego wspomnienie - i bliższe przedstawienie tym, którzy już nie zdążyli z nim porozmawiać, poprosiłem Janusza Ryszkowskiego, kolegę Leszka Michalika z dzieciństwa. Zapraszam do lektury opatrzonej zdjęciami Leszka Michalika udostępnionymi przez jego Rodzinę.

Ci, którzy dobrze go znali, zgodnie twierdzą, że Indianinem czuł się od zawsze. - Na naszym podwórku przy ulicy Sienkiewicza 16, podczas dziecięcych zabaw w Indian i kowbojów, on zawsze wybierał tę pierwszą rolę. My interesowaliśmy się jeszcze różnymi rzeczami, choćby piłką, on już miał swój indiański świat… Dużo czytał, ładnie opowiadał i był bardzo poważny jak swój wiek - dziewięcio-, dziesięciolatka - wspomina Janusz Ryszkowski. - Gdy rówieśnicy zapominali o Winnetou i Apanaczi, Leszek rozwijał swoje zainteresowania. W czasach licealnych nawiązał bliskie kontakty ze Stanisławem Supłatowiczem (Sat-Okhem), pisarzem. Był pod jego wielkim wpływem. Potem poszedł własną drogą.

Sprawy Indian traktował niezwykle poważnie. W 1973 roku, kiedy głośna była sprawa Wounded Knee, osady zajętej przez walczących o swoje sprawa Indian, po pacyfikacji Leszek zbierał wśród uczniów liceum podpisy pod petycją protestacyjną do rządu USA. Jak pamiętam, miał z tego tytułu problemy w szkole. Już wtedy zarażał swoją pasją, nie tylko najbliższych, ale potrafił skupić wokół siebie grono pasjonatów. Większość z nich pozostała do dziś wierna tym zainteresowaniom.

Po studiach polonistycznych w Gdańsku, powrócił do Sztumu z żoną Elke i córeczką Aliną. Rozpoczął pracę w szkole. To wszystko jednak nie przeszkodziło, żeby rozwinąć działalność popularyzującą kulturę Indian na szerszą skalę. Można powiedzieć, że przez następne lata Sztum zaczął być znany już nie tylko z więzienia, ale właśnie jako ośrodek indiański.

W kwietniu 1980 roku przy Sztumskim Ośrodku Kultury zaczęło działać Koło Zainteresowań Kulturą Indian „Stowarzyszenie Żółwi”. Jego założycielami byli: Sławomir Michalik, Leon i Jan Rzatkowscy i Krzysztof Żygadło, zaś duchowym przywódcą stał się Leszek Michalik. Po roku działalności przygotowali pierwszą wystawę - znalazły się na niej rękodzieło i sztuka Indian Ameryki Północnej wiernie odtworzone i przez członków koła. Popularyzacji kultury służyły imprezy plenerowe, występy zespołu folklorystycznego i prelekcje. Zwrócili na siebie uwagę mediów. Posypały się zaproszenia do radia i telewizji. Wystąpili w popularnym wówczas „Teleranku”. Zaprosił ich również znany podróżnik Ryszard Badowski do programu „Popołudnie przygody i podróży”. Wystąpili obok legendarnego obieżyświata Toniego Halika.

Efektem telewizyjnych wystąpień była lawina listów z całej Polski od wielbicieli Indian. Powstaje więc koło korespondencyjne dla fanów, którzy otrzymywali znaczki, koła, plakietki, a później (1987) - biuletyn informacyjny KZKI „Stare drogi”, drukowany na ręcznym powielaczu.

W lipcu 1987 roku z myślą o członkach z głębi kraju zorganizowano obóz szkoleniowo-wypoczynkowy w Leśnictwie Wilki koło Uśnic. Miał on także służyć wymianie doświadczeń z innymi, zaprzyjaźnionymi zespołami. Takie obozy, potem seminaria i warsztaty odbywały się w lasach uśnickich przez wiele lat. Dopiero kilka lat temu Leszek Michalik zostawił to miejsce córce Alinie i swoją działalność przeniósł do Jantara.

Leszkowi poświęcono niemal setkę artykułów w prasie, a i on opublikował ich bardzo wiele na temat kultury i duchowości indiańskiej. Jego pierwsza książka „Tylko ziemia przetrwa. Antologia dawnej i współczesnej literatury Ameryki Północnej” ukazała się staraniem Sztumskiego Ośrodka Kultury w 1992 roku.

- Z ogromnym sentymentem wspominam tamtą współpracę, którą sobie bardzo wysoko ceniłem - mówi Alfred Kohn, ówczesny dyrektor SCK, obecnie kierujący placówką w Tarczynie. - Leszek był bardzo znany w Polsce, w tamtym czasie otrzymał m.in. nagrodę kulturalną Wojewody Elbląskiego. Ale na jedno jeszcze chciałem zwrócić uwagę: wszędzie popularyzował Sztum i jego walory turystyczne. Pamiętam, jak to robił na rodzinnym pikniku w Tarczynie czy w Ostrołęce.

W 1999 roku, kiedy ważyły się losy reaktywowania powiatu sztumskiego, w działania te włączyli się członkowie Stowarzyszenia Żółwi, oczywiście z Leszkiem Michalikiem.

Był niekwestionowanym autorytetem w środowiskach zajmujących się historią i kulturą indiańską. Poznawał Indian nie tylko z lektur, dużo w tych celach podróżował. Imponował wiedzą, umiejętnością jej popularyzowania, ale i tym, że od najmłodszych lat zajmował się indiańskim rękodziełem.

Odszedł do Krainy Wiecznych Łowów, pozostawiając po sobie trwały ślad – napisane artykuły i książki ze sztandarową „Encyklopedią Indian Ameryki Północnej”, dużą kolekcję rękodzieła indiańskiego, a przede wszystkim grono duchowych uczniów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sztum.naszemiasto.pl Nasze Miasto