Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak kiedyś na Powiślu Boże Narodzenie świętowano i co wtedy jedzono

Witold Chrzanowski
Witold Chrzanowski
Fot. Dziennik Bałtycki/Archiwum
To był największy hit księgarski w powojennej historii nie tylko Sztumu, ale całego Powiśla. Wydane kilka lat temu "Smaki Powiśla" rodowitej sztumianki Grażyny Michalik (nauczycielki w Szkole Podstawowej nr 2) biły wszelkie rekordy popularności. I nic dziwnego, gdyż autorka zebrała w swym dziele wiele receptur na unikalne potrawy z regionu.

"Przepisy pochodzą od sztumian oraz kwidzynian mieszkających na Powiślu od urodzenia, inne są wiernymi tłumaczeniami przepisów przekazanych przez mieszkańców Sztumu i Kwidzyna sprzed 1945 roku, a część stanowią zapamiętane smaki z dzieciństwa. Myślę, że niektórzy czytelnicy odnajdą swoje wspomnienie, cząstkę wspólnie obchodzonych świąt, odpustowego obiadu, smak chwil spędzonych z najbliższymi za stołem. Może będzie to dobra okazja do uporządkowania własnych cydelków z przepisami na ulubione potrawy. Wszak najcenniejszym posagiem jest nie tylko pieniądz, jak mawiała moja babcia, ale przede wszystkim gospodarność, oszczędność i znajomość sztuki kulinarnej" - napisała w swojej książce Grażyna Michalik.

Z okazji Bożego Narodzenia przypominamy fragment książki (cały czas zachęcamy do lektury całości) poświęcony temu Świętu i jego kuchni.

Grażyna Michalik napisała: "Niewątpliwie Święta Bożego Narodzenia należały do najpiękniejszych i najbardziej rodzinnych. Na Powiślu nazywane były Gwiazdką. Przygotowywano się doń w sposób szczególny. Boże Narodzenie kojarzy nam się nierozłącznie z uroczystą wieczerzą, która rozpoczyna przełamywanie się opłatkiem i tym bardziej trudno nam jest uwierzyć, że zwyczaj ten na Powiślu nie był powszechnie znany. W Wigilię Bożego Narodzenia przystrajało się choinkę w świeczki, pierniki, jabłka, lecz właściwą Gwiazdkę obchodzono dopiero w Święta. Nie było typowej postnej wieczerzy wigilijnej, nie było zwyczaju dzielenia się opłatkiem, ani wzajemnego obdarowywania się prezentami ułożonymi pod choinką. Dzieci ustawiały wieczorem talerze z nadzieją, że im Gwiazdka albo Gwiazdor w nocy coś dobrego przyniesie. Niegrzeczne dzieci straszono, że im Gwiazdka przyniesie rózgę.
Zwykle Gwiazdką była mama, która również na talerz niegrzecznego dziecka późnym wieczorem lub nocą kładła orzechy, jabłka, pierniki, cukierki oraz jakiś drobny prezencik - niejednokrotnie własnoręcznie wykonany. Talerz taki nazywano Bunter Teller z niemieckiego 'bunt' znaczy pstry, kolorowy, 'teller' - talerz.

Inaczej przebiegała Wigilia w domach z polskimi tradycjami, tam przypominała dzisiejszą. Na stole rozkładano siano, przykrywano je białym obrusem i nakrywano do uroczystej wieczerzy, którą rozpoczynano od łamania się opłatkiem i składania życzeń. Postne potrawy spożywano w podniosłym nastroju, ale nie było zwyczaju przygotowywania dwunastu potraw. Dźwięk dzwoneczka oznaczał, że pojawił się Święty Mikołaj i zostawił pod choinką prezenty. Po rozpakowaniu paczuszek i obdarowaniu się upominkami, w radosnym nastrojuśpiewano wspólnie kolędy.

Zdarzało się, że w niektórych domach zapożyczało się zwyczaje z tradycji zarówno polskiej, jak i niemieckiej. W Wigilię powszechny był zwyczaj chodzenia z Gwiazdką.
Chłopcy zwani Gwizdami przebrani za kominiarza, śmierć, ułana, kozę, konia, bociana, dziada, babę lub gwiazdkę obchodzili wieś albo chodzili od wioski do wioski. Wchodząc do odwiedzanego domu tańczyli, dzieciom kazali odmawiać pacierze, płatali figle dorastającym dziewczętom, na zakończenie śpiewali wspólnie z domownikami kolędy, a w zamian otrzymywali datki pieniężne lub żywność.
Znany był zwyczaj chodzenia z szopką, w której poustawiane były papierowe figurki oraz paląca się świeczka. Powszechne było wierzenie, że w Wilię - czyli Wigilię zwierzęta rozmawiają, ale nie można ich podsłuchiwać. Pamiętam jak babcia opowiadała nam historię o ciekawym gospodarzu, który zakradł się do stajni, gdzie ukrywszy się w sianie czekał, aby podsłuchać mowę zwierząt. Kiedy wreszcie te zaczęły między sobą rozmawiać, dowiedział się, że dobry z niego gospodarz, ale w najbliższym czasie wywiozą go na cmentarz. Rzeczywiście niebawem nieszczęśnik umarł.
Opowiadanie to, ilekroć go słuchaliśmy, robiło na nas ogromne wrażenie.

Bliżej Świąt rozpoczynały się przygotowania i prace w kuchni. Wcześniej pieczono wielkie blachy aromatycznego piernika, pierniczki wykrawane blaszanymi foremkami, które wieszano na choince, bądź fafernuski - małe piernikowe ciasteczka, do których dla wyostrzenia smaku dodawano nieco pieprzu. Pieczono drożdżówki, jabłeczniki, makowce. Miód, mak, suszone grzyby, suszone owoce, orzechy, groch można było skosztować w różnych świątecznych potrawach. Niektórych z nich tak jak maku, używano tylko przy sporządzaniu świątecznych specjałów, na co dzień nie jadło się potraw z maku. Na zapusty w zależności od stanu posiadania zwykle bito wieprza, którego część zużywano na kiełbasy, a częściowo wędzono w kominie. Całą resztę przerabiało się w różnoraki sposób tak, aby nic się nie zmarnowało. Przygotowywano potrawy bardziej lub mniej wystawne. Zależnie od stanu, ale zawsze niepowszednie.

Wśród tej krzątaniny zbliżała się wieczerza wigilijna, tyle że w różnych domach wieczerze różny miały wygląd. U jednych zupa grzybowa, karp z migdałami i kluski z makiem i różne słodkości. A u drugich - pierwsze danie: zupa z owoców suszonych, drugie danie: śledź w śmietanie, a na deser - ślinka łykana - bo już się piekła gęś na Święta."

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzierzgon.naszemiasto.pl Nasze Miasto